Mroźne arktyczne serce

[Czerwiec 2021, Galeria ART w Świnoujściu, wystawa „Oblicze Wielkiej Wody” Fot. Mateusz Golba]

Iskra fascynacji

Od lat marzyłam o rejsie za koło podbiegunowe aby wreszcie na własne oczy ujrzeć lodowe krainy. Wyobrażałam sobie, że zrobię to właśnie na jachcie Stary. Jest to jednostka, którą fascynowałam się od lat za sprawą zdobycia przejścia North West Passage przez polską ekipę w 2007 roku. Na podstawie tych wydarzeń powstała książka „Stary, Młodzi i Morze” autorstwa Marcina Jamkowskiego i Jacka Wacławskiego, oraz film „ W poszukiwaniu legendy”, który jest dostępny w sieci:

I właśnie tę fascynację teraz z perspektywy czasu ogromnie doceniam, ponieważ przekuła się ona w najważniejszy dla mnie obraz „Stary na Grenlandii”. Malowałam go tygodniami zimą 2014 roku, w swoim małym mieszkanku w Szczecinie rekompensując sobie tym samym planowany wcześniej rejs z przyjaciółką Natalią i jej siostrą na zbliżający się sezon właśnie w tamte rejony. Już wtedy wiedziałam, że się jednak nie odbędzie. Organizacja takich wypraw wymaga nakładu dużej ilości czasu i pieniędzy, o całej reszcie nie wspominając. Do tego wiąże się z ogromną odpowiedzialnością a żadna z nas na tamten czas nie mogła sobie na to pozwolić.

No więc, patrząc tak na zmianę to na żałośnie wiszące na ścianie puste płótno, to na okładkę książki „Stary, Młodzi i Morze”, doznałam olśnienia. Przeniosę sobie „Starego” w lodowcach na większy format 🙂 Ot tak, A co!

Zaczęłam malować. Bez żadnego doświadczenia wcześniej, ani przygotowania. To był mój pierwszy poważny obraz na większym formacie. Od nieśmiałego, intuicyjnego nakładania farb na wykonany wcześniej szkic powoli wyłaniał się widok, który chciałam mieć zawsze przed oczami. Wtedy wiedziałam już co jest moją największą inspiracją, niezmienną do dnia dzisiejszego a poniższy obraz okazał się proroczy.

[Stary na Grenlandii, Akryl na płótnie 120/100, 2015 Szczecin]

 Zanim jednak „Stary na Grenlandii” ujrzał światła galerii i powierzchni wystawowych, wisiał sobie w mojej kawalerce na ścianie przez wiele miesięcy, wprawiając w konsternację odwiedzających mnie znajomych.

– Ale super zdjęcie!

– To nie zdjęcie, to obraz – uśmiecham się

– Obraz? O super! Wygląda jak zdjęcie – następuje skradanie się do płótna, żeby spojrzeć bliżej- ty rzeczywiście, skąd masz?

– Namalowałam – powstrzymuję śmiech

– Nie no gadasz… co ty, kto Ci namalował?

– Jest podpisane kto 🙂

Opowiadam o tym, żeby przenieść się teraz kilka miesięcy w przód do roku 2015, kiedy natknęłam się w Internecie na informację o rekrutacji na Wyprawę Narwik 2015 organizowaną przez Centrum Żeglarskie i Miasto Szczecin. Prowadzony był nabór osób z zewnątrz, wyprawa składała się z pięciu etapów na trasie Szczecin – Spitsbergen- Szczecin. Na jachcie S/Y Stary.

Czujecie to? Oczywiście, że się zgłosiłam, ale to, że za trzy miesiące dostanę telefon od Organizatora Wyprawy, takie oczywiste już nie było.

Stało się. Byłam przyjęta na najdłuższy Etap IV (ten arktyczny). Nie mogłam uwierzyć wtedy w swoje szczęście.

W kolejnych dwóch wpisach zaproszę Was do moich relacji z rejsu, które pojawią się w dwóch oddzielnych postach. Są to baaaardzo subiektywne wspomnienia tamtej wyprawy, w większości pisane i publikowane w trakcie trwania rejsu. Teksty układane często niezdarnie i w pośpiechu są jednocześnie mocno naładowane tamtymi emocjami i doskonale oddają komizm wielu sytuacji. Relacje były pisane na potrzeby prowadzenia fejsbukowej strony Wyprawa Narwik 2015, całość jest opublikowana.

Z okazji rejsu została również wyprodukowana limitowana seria pamiątkowych pocztówek, które były rozdawane przez uczestników wyprawy, napotkanym po drodze odwiedzającym nas gościom. Dwie wersje pocztówek przedstawiają namalowane przeze mnie obrazy, które powstały miesiąc przed wypłynięciem Starego ze Szczecina, specjalnie na tę okazję.

W trakcie relacji będzie pojawiał się wielokrotnie wątek kilku nieudanych prób wypisania przeze mnie tychże pocztówek. Cel był jeden: zaadresować i wysłać je do wszystkich, którym obiecałam, że to zrobię z pieczątką i znaczkiem najdalej wysuniętej na północ poczty. Teraz widzę jak bardzo było to dla mnie ważne a miałam tylko jeden strzał, żeby to zrobić w Longyearbyen.

Każdy kto mnie choć trochę zna wie, że kierunki północne fascynują mnie od lat i marzą mi się coraz to dalsze wyprawy w tamte rejony. Marzenia jednak weryfikuje życie i od czasu Wyprawy Narwik 2015 nie było mi dane podziwiać ponownie tundry. Wiem jednak, że surowa Arktyka jest moją największą inspiracją i tęsknotą, która popchnęła mnie do tworzenia coraz to nowych obrazów na płótnie. Wiem też, że w końcu nadejdzie taki czas, że wsiądę na jacht płynący w kierunku Grenlandii, może nawet kawałek dalej do Ziemi Baffina i aż po morze Beringa. Jestem już coraz bliżej.

[Okno Północy, akryl na papierze A3 w ramie, 2016. Z Prywatnej kolekcji Dariusza Piotra Oleksyka ;)))]

[Tryptyk: Rodzinne Odłamki, akryl na papierze A3 w ramie, 2021]

Pytanie tylko…dlaczego? Po co? Skoro zimno, niewygoda i bywa ciężko. Może to ta nie dająca o sobie zapomnieć cisza. Może ten surowy, niczym nie zakłócony linearny wręcz, pastelowy krajobraz. Niektórzy mówili, że mam nawet takie „inuickie” rysy i podświadomie ciągnie mnie w kierunku domu, do pradawnych przodków. Mamo, Tato? Wiecie coś na ten temat? 🙂

A może to po prostu moje Mroźne Arktyczne Serce bije w rytmie wiecznej zmarzliny 🙂

Mam ogromną frajdę przygotowywania tych relacji po latach, bo wspomnienia wracają jak żywe. Przeglądając też  wszystkie wyprawowe zdjęcia uśmiecham się do siebie, przywołując na myśl komentarz pewnego „kustosza” jednej z Galerii, w której miałam wystawę:

„No… te Pani obrazy są takie… niebieskie”

No co Pan nie powie! 🙂 

[Fot. Piotr Owczarski. Pierwszy lodowiec, lipiec 2015]

To co. Płyniemy?